Elbląskie Duszpasterstwo Akademickie

...

Menu

Główna
Informacje
O nas
Inicjatywy
Galeria
Forum
Księga Gości
Linki


Net for God

punkt NFG w Elblągu:

Net for God
relacje ze spotkań
zdjęcia
świadectwa
weekendy formacyjne i inne

Świadectwo Agnieszki z pobytu we Francji ze wspólnotą Chemin Neuf

Chciałam się z wami podzielić moim pobytem w Tigery na szkole języka francuskiego (EDL) ze wspólnotą Chemin Neuf. Nie jest to normalna szkoła, bo poza nauką języka bierze się udział w życiu wspólnoty. Uczestniczy się w modlitwach, pracy... Każda osoba ma swoją fraternię, w której dzieli się swoimi przeżyciami dnia codziennego i towarzysza duchowego, który nas wspiera w tym czasie jak starszy brat lub siostra.
Pierwsze dwa tygodnie pobytu w Tigery były rewelacyjne. Byłam zachwycona, że spotkali się tu ludzie z całego świata: byli Węgrzy, Łotyszki, Czeszki, Anish z Indii, Lucas z Brazylii, Ode z USA, no i oczywiście Polacy. W samym domu też było dużo osób z różnych krajów i kultur. Nie wiadomo było nawet w którym języku mówić, bo z EDL prawie nikt nie znał francuskiego. W sumie bardzo dużo nas dzieliło: kultura, historia, nie mówiąc już o języku, klimacie i kuchni. Pomimo tych ograniczeń już po tygodniu czułam się jak w rodzinie. Okazało się że język nie jest tak ważny, ważniejsze jest nasze serce i proste gesty: uśmiech, pomoc w nauce, zrobienie komuś herbatki itd.
Po dwóch tygodniach zaczęłam jednak odczuwać zmęczenie językiem francuskim i tym że nic nie rozumiem. Coraz bardziej dawały mi się we znaki ograniczenia tego miejsca: że nie mogę sobie, kiedy chcę, iść do sklepu, na dyskotekę, oglądnąć telewizję, nie mówiąc już nic o beznadziejnym dostępie do internetu. (Tigery to mała wioska pod Paryżem z jedną piekarnią i ładnym parkiem). Dzień też mieliśmy zajęty cały: rano modlitwa, po śniadaniu kurs francuskiego, po obiedzie praca, przed kolacją adoracja, a wieczorem jak ktoś miał siły mógł się uczyć francuskiego. We wtorek była pustynia, tzn że do południa panowała cisza w całym domu i można było więcej czasu poświęcić Panu Bogu (albo się wyspać ;-).
Po pewnym czasie zrozumiałam że przez te wszystkie ograniczenia otwiera się we mnie przestrzeń dla Pana Boga. Gdybym miała więcej ciekawych zajęć i bardziej zajmującą pracę to na pewno nie byłabym tak często na adoracji i modlitwie. Pracując i mieszkając w Elblągu zawsze miałam dużo zajęć i zawsze brakowało mi czasu na modlitwę. W tej przestrzeni która się wytworzyła mogłam się spotkać z Panem Bogiem i sobą samą. Okazało się że to nie jest takie łatwe. Z mojej podświadomości zaczęło wychodzić mnóstwo obrazów Pana Boga i nie był to obraz spójny. W sercu wierzyłam bardzo głęboko że Pan Bóg chce mojej wolności, pokoju i szczęścia, że mi ufa. W głowie miałam jednak tysiąc innych starych obrazów i to bardzo przekonujących; że Bóg jest sędzią sprawiedliwym i bardzo wymagającym, że jest Bogiem cierpienia i problemów, a jego wola to coś z czym na pewno nie dam sobie rady. Zobaczyłam jak wiele lęku jest we mnie i w relacji z Bogiem. A tam gdzie jest lęk nie ma wolności. Zaczęłam na nowo prosić Pana Boga, aby ukazał mi swą twarz. W odpowiedzi usłyszałam, że jestem jego małym dzieckiem, że w mojej słabości jest moja moc.
Poczułam się w głębi serca zaproszona do tego aby przyjąć i zaakceptować siebie całą wraz ze wszystkimi moimi ograniczeniami, słabościami, jak i zaletami, mocnymi stronami. Zobaczyłam że Bóg pragnie mnie taką jaką jestem, że chce żebym była sobą. Nie muszę już nikogo innego udawać, wcielać się w rolę nieomylnej chrześcijanki, wzorowej uczennicy, niezawodnej koleżanki, nie muszę kopiować wielkich świętych, nakładać masek, udowadniać innym i sobie ze jestem super. Mogę być po prostu sobą i szukać pragnień swojego serca, bo te pragnienia złożył we mnie Bóg. Nie jest łatwo dostać się do tych pragnień, trzeba się przedrzeć przez swoje lęki, schematy myślenia, bałagan w myślach i emocjach. Ale wola Boga jest w zasięgu mojej ręki, jest czymś naturalnym. Czymś co da mi życie, energię i radość. I sprawi że moje życie będzie pasją.
Mam teraz wrażenie jakbym wracała do siebie po długim wygnaniu. Czuję się jak zmęczony wędrowiec wracający do domu. Tyle już ról grałam, próbowałam być kimś innym, lepszym, wydawało mi się że to Bóg tego ode mnie chce, ale nie było w tym życia. Teraz w moim sercu panuje niesamowita radość że mogę być sobą. Mogę być autentyczna i żyć w harmonii i jedności z moim sercem. Mogę szukać pragnień swojego serca i je realizować. Na pewno sporo mi jeszcze zajmie czasu dotarcie do środka mojego serca, ale jestem przekonana że tam odnajdę skarb i warto się o to pomęczyć.
Chwała Panu!!!

zdjęcia

Agnieszka


cofnij


Elbląskie Duszpasterstwo Akademickie



copyright by EDA